Mam teraz 28 lat i od 10 lat jaram ziele właściwie codziennie. Mimo to właściwe wszystko zaliczam i daję radę z tym, co sobie założyłem, a z zielskiem kojarzę przede wszystkim fajne momenty z przyjaciółmi. Poszedłem na CANDIS, bo w ostatnim czasie zauważyłem, że ciężko mi ograniczyć palenie marihuany do jakiś normalnych ilości. Jak próbowałem się ograniczyć, to po jakiś dwóch, trzech tygodniach znowu jarałem tyle co wcześniej. Rozmowy z terapeutą pomogły mi uporządkować myśli odnośnie palenia. Dostałem konkretne, praktyczne rady, jak zmniejszyć ilość. Właściwie inaczej niż oczekiwałem, nie było żadnych wyrzutów ani oceniania. I cieszę się, że pozbyłem się tego nerwowego nawyku.
M.

Dopiero program uzmysłowił mi, że mogę mieć jakiś problem z zażywaniem marihuany. Mimo, że początkowo nie chciałem całkowicie rzucać palenia, to w trakcie terapii podjąłem właśnie taką decyzję. Terapia bardzo mi pomogła w rzuceniu nałogu i przygotowała do tego, jak to zrobić. Dzięki temu było prościej niż myślałem.
P.

Jak pomogła mi terapia CANDIS? Otóż mogę być szczęśliwy bez narkotyków. Kiedy spoglądam wstecz, widzę, że zrobiłem duży krok naprzód. Potrafi ę bardziej cieszyć się życiem i mam w sobie więcej radości. Czuję się silniejszy psychicznie i jestem bardziej pewny siebie. Z radością myślę o rzeczach, które mogę zrobić danego dnia. Jak coś zaplanuję, od razu się za to biorę, nie zastanawiając się długo. Próbuję produktywnie wykorzystać czas i nie tracić go na głupstwa. Staram się nie podsycać złych myśli. Wszystkie drzwi stoją przede mną otworem i mogę osiągnąć, co tylko chcę. Podążam za wyznaczonymi celami, angażując się w to całym sercem. A porażki nie są tak druzgocące. Próbuję się z nich czegoś nauczyć. Mimo to mam jeszcze drobne problemy, żeby dotrzeć się z ludźmi wokół mnie. Dzięki terapii otrzymałem również wsparcie duchowe w tym zakresie. Ale mimo to jestem świadomy, że muszę jeszcze pracować nad sobą w wielu kwestiach. Nie są to, co prawda rzeczy, bez których nie da się przeżyć, ale z pewnością ułatwiłoby mi to funkcjonowanie. Na przykład nie do końca wiem, jak mam reagować, kiedy inni ludzie opowiadają mi o swoim życiu. Terapia otworzyła mi oczy. Dzięki niej zobaczyłem inny świat. Widzę go w zupełnie nowym świetle. Przynajmniej częściowo wiele rzeczy stało się dla mnie jaśniejszych. Dlatego jestem teraz bardziej ciekawy świata i chcę przeżywać nowe rzeczy, robić coś, rozmawiać z ludźmi. Mogę teraz pełniej i intensywniej przeżywać miłość do swojej dziewczyny. Myśli też nie robią mi już numerów. Nie zakręcają mnie już tak szybko. Potrafię je szybciej oceniać i mieć pod kontrolą.
A.

…no co ty: naprawdę dajesz radę bez jarania? Z takim mniej więcej zaskoczeniem patrzyli na mnie moi przyjaciele po tym, jak zakończyłem terapię. Naraz stałem się bardziej społeczny, w trakcie rozmów byłem w stanie zapamiętywać(!) pojedyncze fakty, aby następnie wplatać je we własny, składny(!) tok myślenia. Ludzie mówili mi też, że moje oczy stały się bardziej klarowne od dnia, w którym świadomie przestałem jarać, od dnia, w którym własnymi siłami ograniczyłem użycie do zera. Od tego czasu minęło już ponad dwa i pół miesiąca, a ja powoli zaczynam przypominać sobie samego siebie. Za każdym razem jakiś kawalątek, jakąś cząstkę. Jasne, że zdarza mi się podejmować niewłaściwe decyzje, czasem nawet świadomie sięgam po narkotyk, ale teraz nie doświadczam tego na tych samych zasadach, jak wcześniej, teraz potrafię utrzymać to w ryzach czasowych i nie pozwalam rozlać się temu na całe swoje życie. I właśnie na tym powinno to chyba polegać, żeby się ćwiczyć w utrzymywaniu właściwych proporcji. Teraz już tylko ode mnie samego zależy, czy jestem w stanie spojrzeć krytycznie na własne nawyki, radzić sobie z rzeczywistością, odkrywać przy tym ze zdziwieniem nowe rzeczy i dawać im wystarczająco dużo wolnej przestrzeni, by móc je ogarnąć i przyswoić. Poukładać wszystko na nowo i rozpocząć jeszcze raz: przyzwyczajenia, rytm dnia, miejsce na nowe doświadczenia. Dzięki temu możliwe jest postrzeganie każdego dnia, jako absolutnie nowego, a nie jako powtórki lub wariantu nużącej codzienności. Bo gdybyśmy nawet założyli istnienie wymiaru duchowego, cielesnego doświadczania wiary, religii, nie ważne jak to nazwiemy, nie odnajdziemy tego niezbadanego i bardzo osobistego obszaru zażywając właśnie konopie, wiem to z własnego doświadczenia. Nie doświadczymy też oświecenia, ani nie staniemy się dzięki terapii lepszymi ludźmi. Świat jest zbyt delikatny i złożony, aby mógł go pojąć ktoś otępiony przez swoje trwałe uzależnienie. Niektórzy palący trawę, wbrew powszechnym opiniom, krzyczą na innych, złoszczą się, stają się agresywni, oby tylko werbalnie. Bowiem, jak zwykle, zależy to tylko od nas, jak postępujemy z otaczającym nas światem. A łatwiej radzić sobie z nim, kiedy w głowie mamy zaszczepiony system mądrego nagradzania. Może jednak marihuana nie pozostaje tak całkowicie bez wpływu na ludzką cielesność, jak to się obiegowo przyjęło twierdzić. Czy psychiczne uzależnienie od przyjemnego uczucia (czy też jakiegokolwiek innego) nie jest fizycznym uzależnieniem od odurzenia powodowanego przez konopie? Może koniec końców nie ma rozgraniczenia między tym, co na zewnątrz i tym, co w środku? Wszystkie te pytania pojawiają się, kiedy ostatecznie uda nam się uwolnić od brzemienia ociężałości umysłowej. Teraz pojawia się przynajmniej szansa, by spróbować na nie odpowiedzieć, w odurzeniu zaraz popadłyby i tak w otchłań zapomnienia. Jedne mówią same za siebie i nie wymagają odpowiedzi, inne mają zachęcać do przemyśleń. Tak czy inaczej wszystko to, co zostało tu napisane, odzwierciedla część moich przeżyć i myśli związanych z ukończeniem w ramach programu CANDIS. Oby każdy sam wiedział, co będzie dla niego najlepsze. Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami z tego przepięknego świata.
S.

Skip to content